Masz za dużo rzeczy? Oto dlaczego konsumpcjonizm rujnuje Ci życie!

Starszy człowiek żyjący stylem konsumpcjonizmu

W dzisiejszym artykule poruszymy temat konsumpcjonizmu: kiedy powstał i jak oddziałuje na społeczeństwo.

Definicja konsumpcjonizmu

Konsumpcjonizm to postawa lub styl życia polegająca na zdobywaniu dóbr materialnych i usług, a także pogląd polegający na uznawaniu tej konsumpcji za wyznacznik jakości życia (lub za najważniejszą, względnie jedyną wartość) – hedonistyczny materializm1.

Postawa konsumpcjonizmu pierwotnie nie była niczym negatywnym, ponieważ oznaczała konsumenta, który po zakupieniu jakiegoś produktu lub usługi używa ich dla ulepszenia jakości swojego życia. Konsumpcjonizm nabrał znaczenia perojatywnego dopiero po powstaniu społeczeństwa postmodernistycznego, które wkroczyło dumnie w lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku.

Przyczyny powstania konsumpcjonizmu sięgają roku 1946, kiedy to po zakończeniu II wojny światowej amerykańscy żołnierze wrócili do swoich domów, by dać początek nie tylko baby boom2, ale także boomowi gospodarczemu. Konsumpcjonizm stał się nieodłącznym elementem kapitalizmu, który oferuje nieograniczoną liczbę dóbr oraz usług w większości zbędną przeciętnemu zjadaczowi chleba, jednak tak silnie wykreowaną poprzez marketing reklamowy i brak głębokiej refleksyjności społeczeństwa, że staje się szeroko rozumianą wartością życiową.

Skąd się to wszystko wzięło, czyli krótka historia konsumpcyjnego szaleństwa

Konsumpcjonizm nie narodził się wczoraj. Wszystko zaczęło się jeszcze w XX wieku, gdy po rewolucji przemysłowej ludzie uznali, że skoro można produkować dużo, to trzeba dużo kupować. Boom nastąpił po II wojnie światowej, kiedy produkty zaczęły mówić nam, kim jesteśmy i kim chcemy być.

Pamiętasz stare reklamy z lat 50. i 60.? Idealna rodzina, uśmiechnięta żona, mąż z gazetą i dwoje dzieci – wszyscy szczęśliwi, bo właśnie kupili nową lodówkę albo samochód. Od tego momentu konsumpcja stała się synonimem szczęścia, a marki – wyznacznikiem naszego statusu. I tak przez dekady media nauczyły nas, że musimy kupować, żeby czuć się spełnionymi ludźmi. A dziś internet jeszcze nam to ułatwił – parę kliknięć, a paczka ląduje pod drzwiami szybciej niż pizza.

Czy konsumpcjonizm rzeczywiście jest zagrożeniem

Z nadejściem konsumpcjonizmu pojawili się także krytycy, którzy upatrują bezpośrednie zagrożenie dla społeczeństwa. Obwiniają konsumpcjonizm o zanikanie indywidualności człowieka. Współcześnie ludzie stracili swoją własną osobowość i są przede wszystkim konformistami uczulonymi na oczekiwania innych. Nie zastanawiają się, jakie są ich życiowe cele i co chcą osiągnąć, są jedynie niewielkimi trybikami w wielkiej maszynie społeczeństwa, codziennie noszą inną maskę i pomimo tego, że chcieliby czegoś więcej, wszystkie marzenia zamykają się w sferze posiadania.

Idealnym przykładem jest człowiek, który jest pracownikiem korporacji: dobrze zarabiający przedstawiciel klasy średniej boi się wychylić lub postawić i wyłącznie potakuje swoim przełożonym, by nie stracić swoich kupionych na kredyt cacek.

Wpływ konsumpcjonizmu na środowisko – czyli jak kupujemy planetę na kredyt

Ostatnio trafiłem na mema, który całkiem trafnie podsumowuje konsumpcjonizm: „Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, by zaimponować ludziom, których nawet nie lubimy.” Brzmi znajomo, co nie? Żyjemy w czasach, kiedy zakupy stały się narodowym sportem – na równi z piłką nożną i narzekaniem na pogodę.

Problem w tym, że planeta płaci za nasze shoppingowe szaleństwa dużo wyższą cenę niż portfel przeciętnego Kowalskiego. Produkcja kolejnego smartfona czy pary sneakersów to nie tylko koszty, które odczuwasz na swoim koncie. To też hektolitry wody, tony drewna i cała masa paliw kopalnych, które znikają z powierzchni Ziemi szybciej niż wyprzedażowe okazje w Black Friday.

Nie wspomnę już o emisjach gazów cieplarnianych, które z roku na rok fundują nam coraz cieplejsze zimy i tropikalne lato w środku kwietnia. Sam ostatnio poczułem, że coś jest na rzeczy, gdy w lutym na balkonie zaczęły mi kwitnąć pelargonie. Więc może ograniczenie konsumpcji byłoby lepszym pomysłem niż kolonizacja Marsa? (Sorry, Elon.) A odpady? No cóż, w oceanach pływa już tyle plastiku, że niedługo będzie można wybrać się na spacer po Pacyfiku bez zamoczenia stóp. I choć żartuję, to problem jest śmiertelnie poważny.

Psychologiczne skutki nadmiaru – kiedy więcej znaczy mniej

Przyznam ci się do czegoś: kupiłem ostatnio kolejną książkę o minimalizmie (ironia losu!) i nawet nie zdążyłem jej otworzyć. Boję się, że jeśli zrobię sobie rachunek sumienia, dowiem się zbyt wiele o swoim nawyku impulsywnego klikania „Kup teraz”.

Bo choć nowa bluza czy gadżet mogą wywołać euforię na poziomie dziecka na widok kinder jajka, szybko okazuje się, że jest to szczęście krótkotrwałe. Znam ludzi, którzy zapełniają pustkę w życiu zakupami, ale prędzej czy później lądują z poczuciem winy i stertą rzeczy, których nigdy nie użyją. To prowadzi do stresu, wypalenia i życia w permanentnym wyścigu: kto więcej, kto lepiej, kto szybciej. W efekcie relacje z innymi tracą głębię, bo zamiast cieszyć się chwilami z bliskimi, ścigamy się, kto pierwszy pochwali się nowym autem czy wakacjami w Tajlandii. Warto sobie przypomnieć, że nikt na łożu śmierci nie żałuje, że nie kupił droższej lodówki. Serio.

Co zamiast konsumpcjonizmu? Zmiana na lepsze

Na szczęście pojawiają się trendy, które rzucają wyzwanie konsumpcjonizmowi:

  • Minimalizm – To filozofia „mniej znaczy więcej”. Niby proste, ale jak zaczniesz się zastanawiać, po co ci trzy ekspresy do kawy, szybko zobaczysz różnicę.
  • Slow life – czyli świadome zwolnienie. Zamiast biegania za kolejnym trendem, wypicie kawy bez telefonu w ręku albo weekendowy spacer bez planowania kolejnych zakupów.
  • Zero waste – fajny trend, który pozwala odetchnąć Ziemi. No i przy okazji twój kosz nie będzie przypominał worka Świętego Mikołaja po świętach.

Te podejścia dają więcej satysfakcji niż chwilowa radość z nowego przedmiotu. No i znacznie mniej sprzątania – same plusy.

Jak ogarnąć ten cały nadmiar? Praktyczne lifehacki

Przyznam, że jestem mistrzem odkładania porządków „na później”, ale parę metod naprawdę u mnie zadziałało:

  • Regularne przeglądy – serio, raz na trzy miesiące przejrzyj swoje rzeczy. Gdy robiłem to ostatnio, znalazłem T-shirty, których nie nosiłem od liceum (wciąż z metkami!).
  • Zasada jedna rzecz za jedną rzecz – kupujesz nowe spodnie? No to żegnasz się ze starymi. Proste i działa.
  • Zasada 24 godzin – jeśli widzisz coś super w sklepie, nie kupuj od razu. Poczekaj dobę, a z reguły ochota mija.
  • Planuj listy zakupów – to naprawdę ogranicza zbędne wydatki. Testowane na zakupach spożywczych – od razu zauważyłem, że mój portfel jest pełniejszy.
  • Daj rzeczom drugie życie – używane rzeczy można sprzedać, oddać lub wymienić. To lepsze niż zagracona piwnica czy garaż pełen „przydasiów”.

Słowem, mniej znaczy więcej. Mniej stresu, więcej miejsca i – serio – więcej satysfakcji z życia. I planeta też nam podziękuje.

1 Wikipedia

2 Powojenna kompensata urodzeń, inaczej krótkotrwały wzrost liczby urodzeń

One thought on “Masz za dużo rzeczy? Oto dlaczego konsumpcjonizm rujnuje Ci życie!”

  1. Oczywiście. Najlepiej zamieszkać w lesie i żywić się tym, co natura dała oraz nosić strój Adamowy, z liści

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.